Na pó³nocy œci¹³ mróz, z nieba spad³ wielki wóz
Przykry³ drogi, pola i lasy
Myœli zmarz³y na lód, dobre sny zmorzy³ g³ód
Lecz przynajmniej siê mo¿na przestraszyæ
Na po³udniu ju¿ skwar, miêkki puch z nieba zdar³
Kruchy pejza¿ na piasek przepali³
Jak upalnie mój Bo¿e, lecz przynajmniej byæ mo¿e
Wreszcie byœmy siê tam zakochali
Ref: A w Krakowie, na Brackiej pada deszcz
Gdy koniecznoϾ istnienia trudna jest do zniesienia
W korytarzu i w kuchni pada te¿
Przyklejony do œciany zwijam mokre dywany
Nie od deszczu mokre lecz od ³ez
Na zachodzie ju¿ noc, wci¹gam g³owê pod koc
Raz zasypiasz i sprawa jest czysta
D³onie zapleæ i z³ó¿, nie obudzi siê ju¿
Lecz przynajmniej raz mo¿esz siê wyspaæ
Jeœli wra¿eñ ciê g³ód zagna kiedyœ na wschód
Nie za d³ugo tam chyba wytrzymasz
Lecz na wschodzie przynajmniej ¿ycie p³ynie zwyczajniej
S³oñce wschodzi i dzieñ siê zaczyna
Ref: A w Krakowie na Brackiej pada deszcz
Przemêczony i senny zlew przecieka kuchenny
Kaloryfer jak mysz siê poci te¿
Z góry na dó³ ka³u¿e przep³ywaj¹ po sznurze
Nie od deszczu mokre lecz od ³ez
Bo w Krakowie, na Brackiej pada deszcz
Gdy zagadka istnienia zmusza mnie do myœlenia
W korytarzu i w kuchni pada te¿
Przyklejony do œciany zwijam morke dywany
Nie od deszczu mokre lecz od ³ez